Coraz trudniej na naszej planecie znaleźć niezbadane miejsca ale jakby tak dobrze się zastanowić, sporo jeszcze do odkrycia zostało. Wciąż więcej wiemy o Księżycu niż o głębinach naszych oceanów. Popularyzacja turystyki, internet i możliwość przemieszczania się coraz większej ilości ludzi w najbardziej odległe rejony świata powoduje, że coraz mniej jest miejsc, do których nikt jeszcze nie zajrzał. Prawie już wszystko odwiedzono, zmierzono, sfotografowano. Tam gdzie jeszcze niezbyt wielu ludzi zawitało, wciąż możliwe są zaskakujące rzeczy do odkrycia. A i czasami okazuje się, że niektóre naukowe teorie, które brane były za ostateczne nagle zmieniają się pod wpływem odkryć. Tak dzieje się w fizyce, archeologii, biologii i wielu innych dziedzinach…
Czasami, choćby dla chwili relaksu czy choćby pobłażliwego uśmiechu na twarzy można zagłębić się w te jeszcze nie do końca zbadane rejony. Jednym z takich wciąż tajemniczych obszarów na ziemi jest Antarktyda. Olbrzymi zimny i niedostępny kontynent. Surowy, nie do życia, zdecydowanie nie do życia dla większości ludzi, zamieszkały zaledwie przez kilkudziesięciu śmiałków i pasjonatów.
Udało mi się odwiedzić Antarktydę choć oczywiście nie śmiem powiedzieć, że poznałam ten kontynent. Zaledwie liznęłam jego brzegi. Ale jest w nim coś urzekającego – niesamowita cisza, jakby od wieków żaden dźwięk tam nie gościł, milczące i surowe czarne i ciemne ostre skały przykryte grubymi warstwami śniegu. Cisza i tajemnica. Myślę, że jeszcze wiele razy Antarktyda nas zaskoczy choć z pewnością niechętnie będzie oddawała nam swoje tajemnice.
Jak to zwykle bywa, gdy czegoś nie poznamy do końca, nie rozumiemy, coś budzi nasz niepokój i wywołuje lęk pojawiają się niesamowite historie, teorie spiskowe, opowieści dziwnej treści…
Zapoznajcie się z jedną z nich – tajemnicą admirała Richarda Byrd’a
Richard Byrd był jednym ze śmiałków, którzy pchnęli świat do przodu w pierwszych dziesięcioleciach dwudziestego wieku. Ciekawość, odwaga i pasja pchała go do odkrywania nieodkrytego i wyznaczania sobie celów, których nikt jeszcze przed nim nie osiągnął. Pierwszym wyczynem Byrd’a, które dało mu rozgłos światowy było pokonanie w 1927 roku Atlantyku. Samolotem Fokker C-2 o nazwie America pokonał trasę ze Stanów Zjednoczonych do Francji w 46 godzin lecąc nad Morzem Północnym. Złośliwcy nie uznają wyczynu Byrd’a jako kompletnego z uwagi na to, że nie wylądował na lądzie a zaledwie u wybrzeży Francji. Obiektywnie jednak był to zdecydowanie wyczyn i sukces, choć palma pierwszeństwa należy do Charles’a Lindbergh’a, który przed Byrd’em doleciał ze Stanów do Paryża.
A jeszcze wcześniej, bo w maju 1926 roku, Byrd z załogą w Fokkerze wystartował ze Spitsbergen i dokonał przelotu nad biegunem północnym. Eksperci poddają w wątpliwość fakt przelotu nad biegunem ale z pewnością przelot nastąpił przynajmniej w jego pobliżu.
Zdecydował się zatem na niemniej niesamowity wyczyn – przelot nad biegunem południowym. W listopadzie 1929 roku, wraz z trzema innymi śmiałkami – drugim pilotem Bernt’em Balchen’em, operatorem radiostacji Harold’em June i fotografem Ashley’em McKinley, Byrd odbył lot nad biegunem południowym. Załoga, na pokładzie samolotu Ford Trimor „Floyd Bennet” doleciała do bieguna południowego i wróciła do bazy na lodowcu Rossa. Lot trwał 18 godzin i 41 minut.
Lot Byrd’a był sensacją ale jeszcze większą sensacją okazały się relacje Byrd’a z tego co widział w trakcie przelotu. Wówczas pierwszy raz Byrd wspomniał o tym, że w środku Antarktydy widzieli zwierzęta podobne do mamutów, bujną roślinność, ludzi, gorące źródła. Wedle tej radiowej relacji, wewnątrz niegościnnego lądu, skutego lodem i smaganego okrutnym wiatrem jest oaza tętniąca życiem o ciepłym i gościnnym klimacie. Rewelacje Byrd’a uznano za wynik ogromnego stresu, przeciążeń i trudów podróży.
Kolejna odsłona miała miejsce 12 grudnia 1946 roku. Tego dnia ruszyła wyprawa badawcza amerykańskich sił zbrojnych, w której wziął udział również Richard Byrd. Wyprawa była przez samego Byrd’a określana nie mianem wyprawy badawczej ale wojennej. W skład wyprawy wchodziły dwa niszczyciele, 2 transportowce, 2 zbiornikowce, 2 lodołamacze, 3 jednostki pomocnicze i okręt podwodny USS Sennet. Wśród wsparcia lotniczego były samoloty C-47 Dakota wyposażone w aparaty fotograficzne, kamery i magnometry używane do badania anomalii magnetycznych pod powierzchnią wody i ziemi. Operacja wsparta była siłą ponad czterech tysiąca ludzi, przede wszystkim oficerów, marynarzy, żołnierzy marynarki wojennej, trzystu pracowników cywilnych i naukowych. Operacji nadano kryptonim „High Jump”. Dowódcą operacji był Richard Byrd, wówczas już w stopniu admirała.
Przygotowania do operacji trwały prawie rok. Oficjalnie zadaniem postawionym przed admirałem i jego zespołem było sprawdzenie sprzętu wojskowego w warunkach polarnych. Na Antarktydę wyprawa dotarła w styczniu 1947 roku. Jako pierwszy rozpoczęto rekonesans lotniczy i gromadzenie bogatej dokumentacji lotniczej.
Zaplanowana na 8 miesięcy, wyprawa została przerwana po miesiącu. Ekspedycja wracała w opłakanym stanie, stracono niszczyciel, kilkanaście samolotów i kilkudziesięciu marynarzy i żołnierzy. Przebieg operacji oraz przyczyny strat objęto tajemnicą wojskową, sprawę badała specjalna komisja śledcza powołana przez Senat Stanów Zjednoczonych. Komisja oczywiście przesłuchiwała Admirała Byrd’a oraz innych członków dowództwa operacji, również wywiad wojskowy zaangażowany był w weryfikację ustaleń i sprawozdań dowództwa operacji.
Mimo wielu prób utrzymania ścisłej tajemnicy, do prasy przeciekły komentarze admirała, w których powtórzył to co już mówił wcześniej w trakcie przelotu nad biegunem południowym – na Antarktydzie znajdują się obszary pokryte bujną roślinnością, zielone i ogrzewane przez wypływające z wnętrza ziemi ciepłe źródła.
Władze amerykańskie ogłosiły, że stan psychiczny Admirała pozostawia wiele do życzenia i objęły Byrd’a przymusowym leczeniem psychiatrycznym. Znów rewelacje Admirała uznano za efekt ekstremalnych warunków i przeciążeń z nimi związanych. Oficjalnie wyprawę uznano za sukces (efektem wyprawy było 1.390 tys km wybrzeża Antarktydy pokrytych zdjęciami lotniczymi) a co do strat oficjalnie uznano za fakt zaginięcie jedynie jednego z uczestników. Przyczyną był wypadek lotniczy. Uczestników wyprawy zobowiązano do zachowania tajemnicy, zaś Admirałowi rozkazano zachowanie milczenia odnośnie wszystkiego co widział i się dowiedział w imieniu ludzkości. Zanim jeszcze Admirał dostosował się do rozkazu zachowania tajemnicy, wracając z Antarktydy, W 1947 roku udzielił wywiadu chilijskiemu EL Mercurio, w którym również wypowiedział swoją obawę co do konieczności obrony Stanów Zjednoczonych przed atakiem nieznanych sił mających swoje bazy w rejonach arktycznych.
Rok 1947 nie był ostatnim , w którym Admirał Byrd postawił nogę na Antarktydzie. Oficjalnie uznany przez prezydenta Eisenhower’a za zdrowego psychicznie, w 1954 roku wziął udział w wyprawie organizowanej przez komitet połączonych sztabów …….. o kryptonimie „Deep Freeze”. Tym razem Amerykanie, którzy weszli w skład wyprawy nie kryli faktu, że jest to wyprawa wojenna. Ponoć nie wykluczano użycia broni jądrowej. Operacja zakończyła się w 1957 roku. Wkrótce po jej zakończeniu Admirał Byrd zmarł.
Niezbyt wiadomo dokładnie kiedy opinii publicznej przedstawiony został rzekomy pamiętnik Admirała. Sensacyjnie stwierdzenia w nim zawarte wzmocniły plotki i doniesienia o zamieszkaniu Antarktydy przez nieznaną rasę mocno zaawansowanych technicznie ludzi. Pamiętnik miał opisywać niezwykłe wydarzenia jakich uczestnikiem miał być Admirał Byrd w czasie wyprawy w 1947. Zgodnie z relacją, lot z 19 lutego odbyty o 6.10 czasu lokalnego odbywał się normalnie i bez zakłóceń. Nagle przestały jednak działać urządzenia pokładowe a Admirał zobaczył dolinę porośniętą drzewami. Nie widać było słońca, ale było jasno. W dolinie, na łące pasły się zwierzęta przypominające mamuty, w dole pojawiło się coś co wyglądało jak miasto. Obok samolotu Admirała pojawiły się dziwne pojazdy, które przejęły sterowanie samolotem Admirała. Sam Admirał nie mógł wpłynąć na lot samolotu, przestały działać stery i przyrządy kontrolne oraz radio. Nie mógł nadać komunikatu o tym co widzi. Pojazdy o kształcie dysku towarzyszyły samolotowi Admirała, w radiu Byrd usłyszał spokojny głos mówiący po angielsku z lekkim niemieckim akcentem „Witamy panie Admirale, w naszym królestwie(…). Proszę się odprężyć, jest pan w dobrych rękach”.
Samolot Admirała został sprowadzony na ziemię i lekko wylądował. Na powitanie wyszło kilku wysokich mężczyzn o blond włosach, a jeden z nich powiedział „Nie bój się, Admirale, będziesz miał audiencję u Mistrza…”. Byrd spotkał się ze starszym mężczyzną o delikatnych rysach twarzy. Mistrz powiedział: „Admirale, pozwoliliśmy panu wlecieć tu, gdyż ma pan szlachetny charakter i jest pan dobrze znany w Świecie na Powierzchni. Jest pan w domenie Arian, w Wewnętrznym Świecie”.
Rozmowa przebiegała w przyjaznej atmosferze, Mistrz poruszył wiele kwestii istotnych dla ludzkiej cywilizacji. Poprosił Byrd’a o powrót i nadanie rozgłosu przekazanemu mu przesłaniu Mistrza. Na dowiedzenia Mistrz powiedział: „Zostawiamy tu pana, Admirale, pańska aparatura już działa. Auf Wiedersehen!”. Admirał znów był w samolocie i leciał nad lodową pustynią.
Pamiętnik Admirała Byrd’a zaginął, nigdy nie stworzono żadnej jego kopii. Krewny, który publicznie twierdził, że jest w posiadaniu pamiętnika nigdy nie został rozpoznany przez rodzinę Admirała, nie potwierdzili również oni istnienia pamiętnika.
Historia ta wspiera inną teorię spiskową o niemieckiej kolonii założonej przez uciekających wysoko postawionych oficerów nazistowskiego reżimu. Wedle tej teorii, kolonia miała powstać na terenie Ziemi Królowej Maud, do której rościły sobie prawo nazistowskie Niemcy. W czasie drugiej wojny światowej, nad Ziemią Królowej Maud odbył się lot niemieckich jednostek, które zrzuciły na ziemię chorągiewki z symbolami III Rzeszy obejmując w ten symboliczny sposób ten obszar Antarktydy we władanie. Odtąd zaczęto nazywać ten teren Nową Szwabią. Teoria ta wzmacniana jest doniesieniami z przesłuchań jednego z dowódców U-boot’a, który ponoć zeznał, że Antarktyda została skolonizowana przez wybranych żołnierzy Wermacht’u oraz uprowadzonych, specjalnie wyselekcjonowanych młodych i pięknych Ukrainek. Kolejnym klockiem mającym wzmocnić tę teorię jest fakt odwiedzić przez Byrd’a w 1938 roku III Rzeszy, gdzie został zaproszony przez Hitlera jako ekspert rejonów polarnych. W ten nurt wplata się również fakt badania przez operację High Jump głównie rejonów Ziemi Królowej Maud.
Mam nadzieję, że doczekam się jeszcze weryfikacji rewelacji Admirałą Byrd’a. Innego sposobu niż samolot lub dotarcie w inny sposób do bieguna południowego nie będzie wystarczającym materiałem do zamknięcia niezwykłych doniesień Admirała. Z mojego żenująco skromnego zapoznania się z Antarktydą nie dziwię się następującym rzeczom:
- że wyprawa High Jump została zaplanowana na styczeń/luty – to okres letni na półkuli południowej i przejście Drake Passage daje największe szanse na w miarę dobrą pogodę i brak spotkań z Trzema Siostrami lub falą fenomenalną. Ja miałam szczęście, Drake był spokojny ale i tak nie obyło się bez solidnego kołysania i zażycia środków na chorobę morską.
- że w wyprawie uczestniczyło tyle jednostek i żołnierzy – my wylądowaliśmy jedynie na półwyspie Arktycznym, ale i tak warunki były ekstremalne – pogoda zmieniająca się w ciągu minuty od słońca po śnieg, bardzo silny wiatr, góry i górki lodowe, cielące się lodowce. No i w tej obezwładniającej ciszy, gdyby się coś stało… na pomoc przyszłoby czekać kilka dni. Nasza ekspedycja liczyła 230 osób i około 100 osób załogi a trwała zaledwie tydzień na wodach Antarktydy
- że tego typu wyprawy wojenno-badawcze odbywają się co jakiś czas – położenie Antarktydy jest wybitne z punktu widzenia strategicznego, z tego lądu relatywnie blisko do Ameryki Południowej, Afryki i Australii. Trzeci kontynent na naszej planecie, bogaty w złoża wszelkiej maści.
I choć miło poczuć dreszczyk emocji, że gdzieś tam nieznane lądy, obce cywilizacje i zaginiony świat z tajemnicami, które nas zaskoczą, to jednak trochę mi szkoda, że wszystkie historie i teorie spiskowe odnoszące się do wypraw Admirała Byrd’a odbierają mu nieco powagi z niezaprzeczalnej odwagi i niespożytej ciekawości badania tego co nieodkryte.