Skip to content Skip to sidebar Skip to footer

Mauritius – słodka wyspa

Od wielu osób słyszałam, że raczej nie warto wybierać się na Mauritius. Dla niektórych wizyta na wyspie to wypełniacz czasu w dwutygodniowym urlopie spędzonym głównie na Madagaskarze, dla tych z kolei, którzy lubią wypoczynek na rajskich plażach, wybór Mauritiusu jest passe, teraz jeździ się na Reunion.

Jednak chciałam zobaczyć na własne oczy i nie żałuję. Zdecydowałam się na krótki urlop, zaledwie 7 dniowy i w dodatku poza sezonem, bo w sierpniu. Ludzi mało, pogoda około 26 stopni, chmurki i troszkę kropiło. Zdecydowanym plusem tej pory roku był dość łatwy dostęp do atrakcji turystycznych, które zwiedzałam na własną rękę. Ponieważ ruch na wyspie jest lewostronny, dość dużo korków i niekiedy brak poboczy, nie zdecydowałam się na wynajem samochodu – poza sezonem wynajem kierowcy taxi wychodził podobnie.

Mauritius nie jest duży ale jest co zobaczyć. Zdecydowanie wyspa nastawiona jest na turystykę i bardziej rodziny z dziećmi, ale nie brak również nieco bardziej mocnych atrakcji. Poniżej moja lista topowych atrakcji, oczywiście totalnie subiektywna.

1. Spacer z lwami ex aequo z lotem helikopterem nad wyspą

Nie umiem zdecydować co podobało mi się bardziej. Obie atrakcje dostarczają sporo emocji, choć nie są tanie. W sezonie z pewnością wcześniejsza rezerwacja to dobry pomysł.

Lot helikopterem nad wyspą – wybrałam przelot nad całą wyspą (w ofercie firmy organizującej przeloty jest kilka tras). Koniecznie chciałam zobaczyć podwodny wodospad, który znajduje się na południowo-zachodnim końcu wyspy, zaś baza firmy i lotnisko na północno-zachodnim. Leci się więc przez całą wyspę. Można z góry zobaczyć Park Narodowy Black River, wodospady Rochester i Chamarel. Helikopter dość nisko leciał nad górami, widoki piękne. Sam podobny wodospad z góry wygląda fenomenalnie. Nie da się zobaczyć tego z poziomu stateczku lub łodzi, a takie wycieczki są też organizowane. Zdecydowanie polecam w słoneczne dni. Całość przygotowania i przelotu powinna zamknąć się w dwóch godzinach plus dojazd do hotelu. Pod uwagę trzeba wziąć korki ale miejscowi kierowcy dobrze wiedzą, kiedy należy wyjechać żeby dotrzeć na czas.

Spacer z lwami w Casela Nature Park – atrakcja tylko dla dorosłych, niedostępna dla rodzin z małymi dziećmi ze względu na bezpieczeństwo. Spacer odbywa się w obiekcie, który łaczy ze sobą zoo, place zabaw dla dzieci, safari i park rozrywki. Znajdziecie tam miedzy innymi kawiarnie, restauracje, zagrody ze zwierzętami, rollercoaster. Część parku jest wydzielona i przeznaczona dla lwów. Można je oglądać z daleka, zaś niewielkie grupy turystów, którzy wykupili spacer z lwem wpuszczane są w coś na kształt strefy buforowej odgradzającej część parku, w której przebywają lwy od części dostępnej dla odwiedzających park. Poranne godziny są bardziej popularne i takie ja też wybrałam. W parku było pusto, cisza i spokój.

Na spacer przez prowadzących brane są tylko te lwy, które chcą wyjść poza ogrodzenie, obsługa deklaruje, że nigdy nie zmusza zwierzęcia do wyjścia z uwagi na bezpieczeństwo gości. Poirytowany lew to niebezpieczny lew. W trakcie spaceru lwy są co chwila karmione kawałkami mięsa. Obsługa uzbrojona jest w gaśnice, nie zauważyłam żadnej innej broni.

Do nas wyszły dwie lwice. Ogromne, o bardzo jasnym dość nietypowym umaszczeniu. Do zwierząt podchodzi się pojedynczo i kolejno, na polecenie jednego ze strażników. Lwy można głaskać. Nie wolno dotykać pysków i uszu ani zadu czy ogona. Głaszcze się lwy tylko po grzbiecie, zdecydowanym ruchem, bez miziania, klepania, tarmoszenia i skrobania ich po skórze.
Ważna rzecz – przed spacerem z lwem wszystkie rzeczy zostawia się w zamykanych szafkach. Nie zabierzecie ze sobą telefonu, aparatu ani nawet okularów przeciwsłonecznych. Wszelkie przedmioty, które wydają dźwięki, odbijają światło lub mogą spowodować, że lew zobaczy w nich swoje odbicie mogą sprowokować zwierzęta do ataku. Zdjęcia robione są przez jednego ze strażników, do zgrania po zakończeniu spaceru w sklepiku poza strefą buforową.

Z mojej obserwacji – obsługa dba o bezpieczeństwo, w chwili gdy lwy stają się znudzone lub poirytowane, spacer jest kończony. Trzeba pamiętać jednak, że to olbrzymie i dzikie zwierzęta i ryzyko ataku istnieje.

2. Grand Bassin Temple

Kompleks świątyń hinduskich nad świętym jeziorem Grand Bassin położonym w kraterze po wulkanie. Najświętsze miejsce na wyspie dla Hindusów. W praktyce świątyń jest kilka, położonych przyjemnie nad jeziorem. Sporo turystów i pielgrzymów, nawet w porannych godzinach. Spacer od świątyni do świątyni nie jest forsowny, warto zobaczyć bajecznie kolorowe świątynie i posągi bóstw hinduskich, w tym 33 metrowy posąg Shivy będący wierną kopią posągu Shivy z Vadodary w Indiach.

W jednej ze świątyń mnich udzielał błogosławieństw. Wypada zostawić darowiznę. Świątynie zwiedza się zostawiając buty na zewnątrz, skarpetki się przydadzą. Wejście do kompleksu jest bezpłatne.

Na mnie najbardziej podziałał posąg Kali. Dawno nie widziałam czegoś równie mrocznego. Idealny do nocnych koszmarów!

3. L’Aventure du Sucre w Pamplemousses

Mauritius to wyspa trzciny cukrowej i produkcji cukru. W przeszłości przechodziła z rąk do rąk – od Portugalczyków, przez Holendrów, Francuzów i Brytyjczyków, którzy zakończyli okres niewolnictwa na wyspie. Brytyjczycy zaczęli zasiedlać wyspę robotnikami z Indii, stąd przeważająca część mieszkańców Mauritiusu to Hindusi. Ja spotkałam się z wielką uprzejmością i gościnnością ludzi na Mauritiusie.

W Pamplemousses znajduje się nieduże muzeum cukru. Oprócz procesu produkcyjnego cukru z trzciny cukrowej, w muzeum znajdziecie również informacje o historii wyspy i jej mieszkańcach. Przyjemne miejsce, muzeum jest dobrze niewielkie więc zwiedzanie nie zajmuje dużo czasu. Dobrze i ciekawie opisany proces produkcji cukru z trzciny cukrowej, obok muzeum obowiązkowo sklepik, w którym można dostać oprócz akcesoriów potrzebnych do nakrycia stołu poukładanych kolorami do zestawów próbek cukru o różnych kolorach i smakach. Na prezent z wyspy idealne.

4. Pamplemousses Botanical Garden

Narodowy ogród botaniczny warto odwiedzić. Poza sezonem był pusty, w sezonie z pewnością jest dużo więcej ludzi ale z drugiej strony kwitną wówczas rośliny zgromadzone w ogrodzie. Niezależnie od pory roku, prostokątny staw z olbrzymimi okrągłymi liśćmi lilii wodnych robi wrażenie. Jak dla mnie zdecydowanie hit ogrodu. Świetne miejsce na spokojny spacer zwłaszcza w godzinach porannych. W parku nie widziałam żadnych kawiarenek, warto więc zaopatrzyć się w wodę. Nie ma też zbyt wielu ławek więc wygodne buty się przydadzą. W sezonie z pewnością tną komary – warto mieć coś odstraszającego, zwłaszcza jeśli komary są tak wielkie jak liście wodnych lilii.

5. La Vallée Des Couleurs Nature Park

Chamarel i Dolina Kolorów to miejsca, w których można obejrzeć geologiczny fenomen Mauritiusa – wielokolorową ziemię. Można doszukać się nawet 7 kolorów. Miejsca te są na liście obowiązkowych do zobaczenia na Mauritiusie.
Przyznam, że byłam lekko rozczarowana – może dlatego, że tego dnia nie było słońca i kolory zlewały się ze sobą. Ale pewnie też dlatego, że La Vallée Des Couleurs Nature Park jest miejscem mocno skomercjalizowanym. Oprócz tego geologicznego fenomenu, w parku jest wiele atrakcji z dreszczykiem – zjazd tyrolką, jazda quadami czy przejście po moście nepalskim. Ja spróbowałam mostu, dreszczyk był. W parku można też wybrać się na trekking. Pomiędzy atrakcjami są dość duże odległości, więc warto zdecydować się na przejazd terenówką (prowadzi pracownik parku). Atrakcja bardziej dla starszych dzieci, młodzieży i dorosłych. Miejsce zadbane i dobrze zorganizowane, w sezonie pewnością mocno odczuwalny jest efekt ciśnienia kolejnej grupy czekającej na skorzystanie z atrakcji.

6. Port Louis

XVIII wieczna stolica Mauritiusa, miasto założone przez Francuzów jest i ma charakter miasta portowego, dość uprzemysłowionego. W centrum miasta, jakby specjalnie przygotowana pod turystów jest fragment nabrzeża ze sklepikami, straganami i kawiarenkami. Przyjemnie ale bez szaleństwa. Jeśli chcecie przywieźć pamiątkę z Mauritiusa lokalnego rękodzieła, proponuję poszukać raczej sklepów, w których budowane są repliki statków z różnych wieków, przyrządów nawigacyjnych niż globusów, Takich sklepów jest kilka w okolicach stolicy. W mieście można obejrzeć fort Adelaide, jedyny pozostały z kilku fortów wzniesionych przez Brytyjczyków po przejęciu wyspy oraz Aapravasi Ghat – kompleks budynków, w których zamieszkiwali imigranci z Indii przybywający na wyspę. Obiekt wpisany jest na światową listę Unesco.

Dodaj komentarz