Zobaczenie goryli górskich było dla mnie powodem do odwiedzenia Ugandy. Nie mogłam już doczekać się dnia, w którym zaczniemy trekking do ich siedlisk. Nieszczególnie lubię górskie wspinaczki, więc stresowałam się, czy kondycyjnie dam radę. Trochę lat już na karku i kondycja wprost zza biurka…
Trekking odbywa się w parku narodowym Bwindi. Pełna angielska nazwa parku to Bwindi Impenetrable Forest czyli Nieprzenikniony Las Bwindi. Od razu działa na wyobraźnię…
Las Bwindi to wilgotny las tropikalny porastający góry o wysokości od 1600 do 2600 metrów. Góry są częścią pasma Virunga ciągnącego się od Kongo poprzez Ugandę do Rwandy. Las położony jest na obrzeżu Wielkich Rowów Afrykańskich i uznawany za jeden z najbogatszych ekosystemów w całej Afryce. W związku z tym, park narodowy, który został utworzony na tym terenie w 1991 roku został wpisany na światową listę Unesco.
Światowa populacja goryli górskich szacowana jest na 750 osobników, z czego w Ugandzie żyje około 400.
Trekking zaczyna się dość wcześnie rano. Po pierwsze warto wyruszyć zanim zrobi się bardzo gorąco (choć w górach temperatura jest przyjemna, w nocy można nawet zmarznąć – dostawaliśmy termofory do łóżek!), po drugie goryle mają swoje plany i kilka godzin może zająć gonienie ich po lesie.
Do trekkingu warto się przygotować – mieć na sobie stuptuty – pnącza i zielska różnego typu plączą się koło kostek i łydek, zostawiają zielone ślady gdy siłą je zrywamy w trakcie marszu, często zarośla są kolczaste nie wspominając o różnego rodzaju owadach. Długie spodnie i długie rękawy muszą być. Na głowie dobrze mieć czapką – to co plącze się wokół nóg wisi też nad głowami. Dobrze też mieć na rękach rękawiczki, idzie się na przełaj, zdarzają się potknięcia i upadki. Woda koniecznie, dużo wody. I batony lub inne przekąski dostarczające szybko energii- marsz może być intensywny, w naszej grupie zdarzyło się omdlenie.
Na czele grupy oczywiście są rangerzy i to oni nadają kierunek i maczetami karczują przejście. Są w stałym kontakcie z tropicielami, którzy wyruszają dużo wcześniej przed grupą i podążają za spotkanym stadem. Każdy z uczestników dostaje kijek do ręki – nie odmawiać, brać. Przydaje się do podtrzymywania, grunt jest nierówny a spod bujnych roślin nie widać za bardzo na czym stajemy. W drodze powrotnej bardzo się przydaje do wspierania się na nim, kiedy sił już brakuje.
Jedną z lepszych rad jaką dostałam przed trekkingiem to zapłacenie tragarzowi, żeby niósł mój plecak. W pierwszej chwili oburzyłam się – jak to, sama poniosę, w końcu to tylko 3 litry wody. Przekonał mnie argument, że dla tych młodych chłopaków to szansa na zarobienie i lepiej tak niż zostawiać im pieniądze po wioskach. I dobrze, że dałam się przekonać, w powrotną drogę „mój” tragarz zmienił się w anioła stróża i holował mnie pod górę. Pot, sapanie i ślizganie się na roślinach…
Ale było warto. Rodzina goryli, którą oglądaliśmy liczyła około 7 sztuk – od maluszków po wielkiego samca alfa do złudzenia przypominającego King Konga. Można było obserwować je naprawdę z bliska – dwa metry, może ciut mniej. Zupełnie nie bały się ludzi i to niestety jest dla nich ogromnym zagrożeniem. Dlatego też zwykle pozwala się turystom obcować z jedną lub dwoma rodzinami goryli, ani turyści ani rangerzy nie robią goryli krzywdy za to miejscowi tak. Gwałtownie rosnąca liczba ludności w Ugandzie powoduje, że potrzebne są tereny pod nowe uprawy a tereny te zajęte są przez parki narodowe. Zabija się więc zwierzęta, żeby nie było konieczności rozszerzenia granic parków czy też w ogóle ich utrzymywania.
Goryle są roślinożerne, łagodne, bardzo rzadko agresywne. Stado składa się z około 10-30 osobników, wśród samców obowiązuje hierarchia zgodna z ich wiekiem. Najstarszy przewodzi stadu, nazywany jest srebrzystogrzbietym ze względu na siwą grzywę na grzbiecie. Taką grzywę osiągają samce po ukończeniu 10 lat i osiągnięciu wieku rozrodczego. Samice osiągają wysokość 130-150 cm i wagę 60- 98 kg, zaś samce są znacznie większe 159-196 cm i waga 120-209 kg.
Przy gorylach musieliśmy zakładać maseczki – zarówno dla nich jak i dla nas kontakt z wirusami nie jest bezpieczny, mamy bliski genotyp więc wirusy przechodzą łatwo. Do tego goryle nie mają szczepień, COVID jest dla nich równie niebezpieczny jak dla ludzi.
Jak przy każdym kontakcie z dzikim zwierzęciem, przy obserwacji goryli trzeba też uważać. Niechcący przydarzył mi się bezpośredni kontakt z gorylicą. Chciała przejść akurat tędy, gdzie stałam, walnęła mnie więc kilka razy po plecach i popchnęła. Ranger nie zdążył zareagować, akcja była błyskawiczna. Na szczęście nie chciała mi zrobić krzywdy tylko usunąć mnie ze swojej drogi.
Bardzo ciekawe co robiły goryle, gdy miały nas już dość i chciały się nas pozbyć. Wchodziły na młode drzewka, które wyginały się pod ich ciężarem i łamały. My odskakiwaliśmy a one wchodziły na kolejne i kolejne i w ten sposób odpychały nas dalej i dalej od stada. W końcu do nas dotarło i zostawiliśmy je w spokoju, choć bardzo było żal już iść…